Stymuluje porost włosów

poniedziałek, 28 września 2020

Światło UV-C zabija 99,9 proc. koronawirusa w ciągu kilku sekund

 

Światło UV-C zabija 99,9 proc. koronawirusa w ciągu kilku sekund. Może pomóc w ograniczeniu jego rozprzestrzeniania.

 


 

Nawet 99,9 proc. koronawirusów może zostać zabitych pod wpływem światła UV-C. Dotyczy to także wirusa SARS-CoV-2, który wywołuje COVID-19. Potwierdzają to wyniki badań Signify i Uniwersytetu Bostońskiego. 

– "Udostępnimy technologię innym firmom oświetleniowym, aby zaspokoić rosnące zapotrzebowanie na dezynfekcję" – zapowiada Eric Rondolat, prezes Signify. – "Nasze wyniki testów pokazują, że powyżej określonej dawki promieniowania UV-C wirusy zostały całkowicie dezaktywowane: w ciągu kilku sekund nie byliśmy już w stanie wykryć żadnego" – podkreśla dr Anthony Griffiths, profesor nadzwyczajny mikrobiologii na Boston University School of Medicine. – "Jesteśmy bardzo podekscytowani odkryciami i mamy nadzieję, że przyspieszą one rozwój produktów, które mogą pomóc ograniczyć rozprzestrzenianie się SARS-CoV-2". 

Naukowcy udowodnili, że światło ultrafioletowe zabija koronawirusa. Najczęściej stosowanym rodzajem światła UV do zastosowań bakteriobójczych jest lampa łukowo-rtęciowa, która emituje światło o długości fali ok. 254 nanometrów. Lampy te można jednak stosować tylko do dezynfekcji niezamieszkałych pomieszczeń – bezpośrednia ekspozycja na konwencjonalne lampy UV może stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia człowieka. 

W przeciwieństwie do UV-A i UV-B, które są transmitowane przez słońce i mogą być blokowane za pomocą kremu przeciwsłonecznego, UV-C składa się z krótszej długości fali światła, która niszczy materiał genetyczny – zarówno u ludzi, jak i cząstek wirusowych. Podczas badań napromieniowali koronawirusa różnymi dawkami UV-C pochodzącego ze źródła światła Signify przy dawce 5 mJ/cm kw. w ciągu 6 sekund zginęło 99 proc. wirusa SARS CoV-2. Opierając się na tych danych, stwierdzono, że dawka 22 mJ/cm kw. spowoduje zmniejszenie wirusa o 99,9999 proc. w 25 sekund. 

– "Bardzo się cieszę z owocnej współpracy z Uniwersytetem Bostońskim w walce z koronawirusem. Naukowcy potwierdzili skuteczność naszych źródeł światła jako środka zapobiegawczego dla firm i instytucji, które szukają sposobów na zapewnienie środowiska wolnego od wirusów" – wskazuje Eric Rondolat, prezes zarządu Signify. 

Światło można bezpiecznie stosować w miejscach o dużym natężeniu ruchu – w szpitalach, środkach transportu czy szkołach. W Chinach światło UV jest już szeroko stosowane do czyszczenia autobusów i innych przedsiębiorstw publicznych. W najbliższym czasie taki sposób dezynfekcji może być wykorzystywany znacznie częściej. Signify zapowiedziało, że technologię udostępni innym firmom oświetleniowym. 

– "Biorąc pod uwagę potencjał technologii do wspomagania walki z koronawirusem, Signify nie zachowa jej do wyłącznego użytku, ale udostępni ją innym firmom oświetleniowym. W nadchodzących miesiącach zwiększymy jednak naszą zdolność produkcyjną wielokrotnie, aby zaspokoić rosnące zapotrzebowanie na dezynfekcję" – podkreśla Eric Rondolat. 

Newseria

 

czwartek, 3 września 2020

Dorosłe Dzieci Alkoholików

 

DDA to skrót oznaczający Dorosłe Dzieci Alkoholików, czyli rodziców nadużywających alkohol. Albo inaczej (i bardziej precyzyjnie mówiąc): rodziców, którzy używali alkoholu, żeby uśmierzyć ból emocji, uleczyć samotność i brak poczucia bezpieczeństwa. Dorastanie w takim domu wiąże się m.in. z niskim poczuciem własnej wartości i innymi cechami.Chcę ci zaproponować inne, nowe spojrzenie na bycie DDA. 

 

 

 

środa, 22 lipca 2020

Dlaczego po wakacjach wracamy jeszcze bardziej zmęczeni, niż byliśmy przed urlopem?


Polacy nie potrafią odpoczywać na wakacjach. Prawie 40 proc. nie odcina się od pracy podczas urlopu.




36 proc. Polaków nie umie zapomnieć o pracy podczas wakacyjnego wyjazdu. Efekt jest taki, że po wakacjach wracamy jeszcze bardziej zmęczeni, niż byliśmy przed urlopem. Kluczowa jest tutaj czysta głowa oraz umiejętność zapomnienia, choć na chwilę, o pracy. 

Ważny jest relaks, robienie tego, co faktycznie sprawia nam przyjemność, oraz spędzanie czasu z bliskimi – doradza dr Karolina Oleksa-Marewska, psycholog z Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu. Część osób traktuje wypoczynek jako kolejny obowiązek i zapomina o własnych potrzebach, a w czasie urlopu nadal robi to, co uważa, że musi lub powinna robić. Tylko bez nakładania na siebie niepotrzebnej presji, urlop ma szansę spełnić swoją funkcję – przekonuje psycholog. 

– Wypoczynek powinniśmy zaplanować z wyprzedzeniem, aby nie przeskakiwać nagle z trybu zadań służbowych na tryb urlopowy. Jeśli to przejście jest nagłe, to często rozpoczynamy urlop, mając jeszcze w głowie sporo spraw, których nie udało się nam zakończyć. Myślimy wtedy o rzeczach, które powinniśmy zrobić i tym samym cały czas jesteśmy przemęczeni psychicznie. A przecież tak naprawdę odpoczywamy przede wszystkim w naszej głowie – podkreśla dr Karolina Oleksa-Marewska, psycholog z Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu. 

Blisko połowa Polaków uważa, że jesteśmy najbardziej zestresowanym narodem w Europie. Dla 37 proc. głównym źródłem stresu jest praca. Urlop nie zawsze jest rozwiązaniem – podczas wypoczynku myślimy o niedokończonych projektach oraz o tym, co czeka nas po powrocie. Monitor Rynku Pracy Instytutu Badawczego Randstad wskazuje, że 36 proc. Polaków nie potrafi zapomnieć o pracy podczas wakacyjnego wyjazdu. Dr Karolina Oleksa-Marewska wskazuje, że aby wypoczynek mógł spełnić swoją rolę, potrzebne jest odpowiednie przygotowanie mentalne oraz dbałość o fizyczny relaks i odpowiednie towarzystwo. 

– Ważne jest, żebyśmy mieli czystą głowę, bo wtedy możemy myśleć pozytywnie i nie przejmować się pracą. Każdy z nas doświadczył przecież sytuacji, w której po powrocie do domu zastanawiał się jeszcze, czy dobrze napisał raport, czy odpowiedział na wszystkie e-maile, czy są tematy, które musi dokończyć następnego dnia. Wtedy, nawet jeśli bardzo chcemy odpocząć i spędzić czas z rodziną, to nam się to nie uda, bo służbowe myśli będą nam krążyć z tyłu głowy – tłumaczy psycholog z WSB w Poznaniu. 

Eksperci radzą, aby przed urlopem załatwić możliwie jak najwięcej spraw, a w czasie wypoczynku nie myśleć o czekających nas obowiązkach. Jednak nie zawsze jest to możliwe. Monitor Rynku Pracy wskazuje, że 60 proc. pracowników otrzymało od przełożonych polecenie, aby w czasie urlopu byli pod telefonem, co trzeci zaś miał obowiązek natychmiastowego odpowiadania na służbowe telefony i e-maile. 




Dobry wypoczynek łączy się także z fizycznym relaksem. Dla każdego może oznaczać on coś innego, jednak zdaniem ekspertki błędem jest korzystanie, w czasie urlopu z tabletów i smartfonów oraz przeglądanie mediów społecznościowych. Taka aktywność może co prawda pomóc nam się odprężyć, ale ostatecznie nie pozwala odpocząć naszemu mózgowi, który jest atakowany przez zbyt dużą liczbę bodźców. 

– Robimy częsty błąd, gdy w czasie wakacji lub weekendu, który spędzamy w domu, sięgamy po telefon czy komputer – ocenia Oleksa. – Warto zadbać o aktywny wypoczynek fizyczny. Każdy z nas ma inny styl odpoczywania. Jeden uwielbia chodzić na basen lub jeździć rowerem, ale są też osoby, które po prostu lubią przesiadywać w domu na kanapie i to też jest okej. Najważniejsze, żebyśmy dali swoim oczom i umysłowi odpocząć. Lepiej więc sięgnąć po książkę, czy po prostu zafundować sobie krótką drzemkę - są to proste metody, dzięki którym nasze ciało może się zrelaksować. 

Kluczowa jest jest też dbałość o towarzystwo i prawdziwe kontakty, które są alternatywą dla rozmów prowadzonych przez komunikatory internetowe. 

– Mamy różne narzędzia – telefony, laptopy, tablety, ale de facto brakuje nam kontaktu typowo fizycznego, takiego czysto relacyjnego. Jeżeli spędzamy czas z osobami, które są nam bliskie, to możemy się trochę wygadać, wyżalić, pośmiać, pożartować. Okazuje się, że są to bardzo istotne dla nas bodźce, bardzo nam potrzebne. Jeśli możemy sobie pozwolić wyłącznie na krótki urlop, ale za to spędzimy go z kimś, kogo lubimy, to i tak jesteśmy w stanie naładować nasze baterie – przekonuje psycholog. 

Współczesnym problemem jest również to, że wypoczynek traktujemy jako nasz kolejny obowiązek. Zamiast robić rzeczy, które rzeczywiście sprawiają nam przyjemność, to kierujemy się opinią innych i tym co wypada, a co nie. Dlatego zamiast leniwego wypoczynku nad morzem wybieramy zwiedzanie i odhaczanie kolejnych punktów na liście atrakcji czy mapie świata. 

– Sami sobie narzucamy presję wewnętrzną i niestety ta presja nas mocno męczy. Jeżeli chcemy odhaczyć dużą liczbę spotkań rodzinnych, podczas których nie zawsze jesteśmy naturalni i uśmiechamy się tylko dlatego, aby dobrze wypaść, to w efekcie zamiast odpocząć, jeszcze bardziej siebie męczymy. Dlatego warto unikać takich czynności, których nie lubimy robić. Warto też unikać presji, jaką sami sobie narzucamy oraz osób, które są dla nas w jakiś sposób toksyczne – wymienia ekspertka. 

Duże znaczenie ma też długość odpoczynku. Według różnych opinii urlop powinien trwać 8 dni albo trzy tygodnie. W tej krótszej wersji, na adaptację do nowych warunków przeznaczmy 2–3 dni, a dopiero później naprawdę odpoczywamy. Przy 3-tygodniowym urlopie, pierwszy tydzień ma nas odstresować i pomóc zapomnieć o obowiązkach, w drugim będziemy w pełni korzystać z wolnego, w trzeci powoli przygotowywać się na powrót do pracy. 

– Dobrze wypocząć możemy nawet w tydzień. Bardzo istotne jest, abyśmy się do tego przygotowali, tzn. zamknęli maksymalnie dużo tematów przed wyjazdem. Po drugie, wybrali miejsce, które faktycznie nas interesuje – jeżeli naprawdę mamy ochotę pojechać w góry, to zróbmy to. Po trzecie, wybierzmy towarzystwo osób, z którymi czujemy się dobrze – podsumowuje Oleksa. 

Część z nas ma potrzebę oznaczenia się w trakcie urlopu w mediach społecznościowych i pokazywania miejsc, w których przebywamy. W ten sposób chcemy wzbudzać zazdrość wśród naszych znajomych. 

– Jeśli cały czas jesteśmy podłączeni do portali społecznościowych i czujemy presję, że musimy opublikować zdjęcia z kolejnej wycieczki, to w efekcie na naszym urlopie jesteśmy bardziej w sferze wirtualnej niż rzeczywistej. Nie mamy poczucia, że jesteśmy tu i teraz i że możemy odpocząć. Cały czas myślimy o tym, aby wyszło dobre zdjęcie, aby było najlepsze światło oraz zastanawiamy się, czy zrobiliśmy odpowiedni uśmiech albo pozę. W takiej sytuacji nasz mózg jest przeciążony procesami myślowymi i nie ma chwili wytchnienia. A wystarczy popatrzeć na wodę, na góry, wziąć głęboki oddech – tego nam naprawdę dzisiaj brakuje – przekonuje dr Karolina Oleksa-Marewska.
Newseria



Brak leczenia alergii zwiększa ryzyko zachorowania na COVID-19


Alergia to problem 12 mln Polaków. Przyczyną jej rozwoju są alergeny znajdujące się w pyłkach drzew, traw, zbóż, chwastów, odchodach roztoczy kurzu domowego czy w sierści i naskórku zwierząt domowych. Najczęstsze objawy choroby to katar, zatkany nos, zaczerwienienie spojówek, swędzenie oczu czy suchy kaszel. 





Alergia to nie tylko choroba dokuczliwa, ale i groźna. Nierozpoznana albo nieleczona prawidłowo może prowadzić do rozwoju astmy oskrzelowej. Dlatego lekarze podkreślają, że kluczowa jest szybka diagnoza i leczenie, które zwłaszcza teraz – w czasie pandemii SARS-CoV-2 – może zapobiec wniknięciu wirusa do organizmu przez błony śluzowe. 

– W dobie COVID-19 alergie, alergiczny nieżyt nosa i astmę oskrzelową leczymy tak samo jak wcześniej. Nie rezygnujemy z żadnych leków. Leczenie przewlekłego procesu zapalnego – zarówno w nosie, jak i w płucach – powoduje, że błona śluzowa nosa staje się bardziej odporna na wniknięcie alergenu, natomiast błona śluzowa układu oddechowego staje się lepiej zabezpieczona przed wniknięciem wirusa, w tym SARS-CoV-2. Zatem nie zmieniamy nic, staramy się właściwie optymalizować leczenie – podkreśla dr n. med. Piotr Dąbrowiecki, alergolog z Kliniki Chorób Infekcyjnych i Alergologii Centralnego Szpitala Klinicznego MON, prezes Polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na Astmę, Choroby Alergiczne i POChP. 

Choroby alergiczne są określane mianem epidemii XXI w. Według Światowej Organizacji Alergii u 30–40 proc. całej populacji występuje co najmniej jedno ze schorzeń alergicznych. Z kolei WHO podaje, że zajmują one już trzecią pozycję na liście najczęstszych chorób przewlekłych. Według danych przytaczanych przez NFZ w Polsce na alergie cierpi w sumie około 12 mln osób. 8 mln ma alergiczny nieżyt nosa, a ponad 4 mln walczy z astmą, która najczęściej ma właśnie podłoże alergiczne. Zachorowań szybko przybywa, co wiąże się m.in. z rozwojem cywilizacyjnym. 

– Niezauważona alergia powoduje, że nie rozpoznajemy patologii, która prowadzi do rozwoju powikłań, np. polipów nosa czy przewlekłego zapalenia zatok. Podobnie jest w astmie oskrzelowej – większość chorych to alergicy. Jeżeli nie rozpoznamy jej na czas i nie wdrożymy odpowiedniego leczenia, np. immunoterapii, może to wprost doprowadzić do rozwoju ciężkiej astmy oskrzelowej, którą już bardzo trudno leczyć. Potrzebujemy dużo sił i środków, żeby „okiełznać” takiego pacjenta. Wszystko zaczyna się od podstaw, czyli właśnie od rozwoju alergii. Nie musiałoby do tego dojść, gdybyśmy rozpoznali ją na czas – mówi dr Piotr Dąbrowiecki.



Alergia to cały szereg schorzeń objawiających się między innymi świądem, łzawieniem i pieczeniem oczu, zaczerwienieniem spojówek, katarem, niedrożnością nosa, kichaniem, pokrzywką, obrzękiem nosa i jamy ustnej, dusznością, kaszlem i świszczącym oddechem. Atak choroby wywołują m.in. roztocze kurzu domowego, pleśnie, pyłki roślin, niektóre pokarmy, sierść i skóra zwierząt, jad owadów, leki czy substancje chemiczne zawarte np. w kosmetykach. Jeżeli symptomy utrzymują się długi czas, mogą być bardzo uciążliwe i groźne dla zdrowia. Mogą powodować atopowe zapalenie skóry albo katar, atakować układ oddechowy, a nawet wywoływać groźny dla życia wstrząs anafilaktyczny. Nierozpoznana albo leczona nieprawidłowo może prowadzić do powikłań i cięższych schorzeń, takich jak astma czy POChP (przewlekła obturacyjna choroba płuc), która według WHO jest już trzecią wiodącą przyczyną śmierci na świecie. 

– Zwykle zaczyna się od łagodniejszych objawów obejmujących spojówki i nos. Mogą też dochodzić symptomy ze strony oskrzeli, np. suchy kaszel, a następnie pojawiają się duszności i objawy astmy. Gorzej jest w przypadku pacjentów uczulonych na roztocze kurzu domowego, bo tutaj kontakt z alergenem nie jest sezonowy, ale trwa cały rok. Dlatego w ich przypadku ryzyko astmy oskrzelowej jest większe, ale mogą pojawić się też objawy atopowego zapalenia skóry. To są choroby cięższe, które wymagają kompleksowego leczenia – mówi prof. dr hab. n. med. Marek Jutel, kierownik Katedry Immunologii Klinicznej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu i prezydent Europejskiej Akademii Alergologii i Immunologii Klinicznej (EAACI). 

Alergie mają zarówno dzieci, jak i dorośli, którzy w młodym wieku nie mieli symptomów. Skłonność do niej jest dziedziczna, ale za wzrost zachorowań w dużym stopniu odpowiedzialne są też czynniki cywilizacyjne, np. dym papierosowy, środki chemiczne czy smog. Lekarze podkreślają, że kluczowe jest szybkie postawienie diagnozy i wdrożenie leczenia przyczynowego. 

– Kiedy diagnozujemy alergię albo zależne od niej choroby nosa czy układu oddechowego, w tym astmę oskrzelową, należy leczyć je przyczynowo z zastosowaniem immunoterapii swoistej, czyli odczulania. Podajemy lek uszyty na miarę potrzeb konkretnego pacjenta. Jeżeli przykładowo jest uczulony na roztocze, wtedy ten lek zawiera w sobie roztocze, odwraca kaskadę działań niepożądanych, pacjent przestaje na nie reagować i denerwować się, kiedy jego nos i płuca czują ich obecność. Tak działa immunoterapia – tłumaczy dr Piotr Dąbrowiecki. 

Immunoterapia – nazywana popularnie odczulaniem – jest jedyną metodą leczenia alergii, która zwalcza ich przyczynę, a nie tylko objawy. Jest stosowana od dawna, to bezpieczna i skuteczna terapia, która zapobiega rozwojowi astmy oskrzelowej i innych, ciężkich chorób alergicznych. Jak podkreśla dr Dąbrowiecki, w Polsce wciąż jest jednak stosowana zbyt rzadko. 

– Ponad 12 mln Polaków ma alergię objawową. To są osoby, które mają alergiczny nieżyt nosa, spojówek, objawy astmy alergicznej czy atopowego zapalenia skóry. Około 150–200 tys. osób się odczula, a to jest kropla w morzu potrzeb. Dobrze by było, aby pacjenci mieli szerszy dostęp do immunoterapii – zaznacza ekspert z Centralnego Szpitala Klinicznego MON. 

Takie jest też zalecenie z tegorocznego kongresu Europejskiej Akademii Alergologii i Immunologii Klinicznej, który odbył się w czerwcu w Wiedniu. To największe na świecie wydarzenie, podczas którego między innymi omawiane i prezentowane są nowe doniesienia i wytyczne w leczeniu alergii.
 EAACI zaleca wprost, żeby – kiedy to tylko możliwe – odczulać pacjentów i próbować przywrócić tolerancję na alergen: czy to w formie iniekcyjnej, podjęzykowej, czy w formie kropli bądź tabletek. Dzięki temu można zdecydowanie lepiej i optymalnie leczyć błony śluzowe nosa i układ oddechowy. Jeżeli zaniedbamy immunoterapię, skupimy się tylko na leczeniu objawowym, to efekt nie będzie długofalowy – podkreśla dr Piotr Dąbrowiecki. 

Efektywność różnych form terapii jest niemal taka sama. Leczenie trwa od trzech do pięciu lat, ale w przypadku immunoterapii podjęzykowej w tabletkach zaletą jest to, że pacjent może przyjmować ją w domu, samodzielnie, a do alergologa musi zgłosić się raz na trzy miesiące. W Polsce ta forma nie jest jednak refundowana. 

 Immunoterapia podjęzykowa jest bardzo skuteczną formą terapii. Mamy badania kliniczne na dużych grupach pacjentów, które wykazały, że wyraźnie zmniejsza występowanie objawów i znacznie poprawia komfort życia. U wielu pacjentów te objawy znikają całkowicie. Problemem jest jednak właśnie brak refundacji, przez co w Polsce nie jest ona stosowana tak szeroko, jak powinna i jak oczekiwaliby tego pacjenci – mówi prof. Marek Jutel. 

Jak podkreśla ekspert, w czasie pandemii SARS-CoV-2 immunoterapia podjęzykowa, którą można przyjmować w domu, jest dużo bezpieczniejszą formą leczenia, która nie wymaga częstych wizyt w gabinetach lekarskich. 

– W sezonie covidowym musimy zoptymalizować leczenie chorób alergicznych, żeby zabezpieczać przed wnikaniem wirusa do organizmu przez górne czy dolne drogi oddechowe – podkreśla dr Piotr Dąbrowiecki. – Warto teraz leczyć nos, brać leki antyhistaminowe, sterydy donosowe czy wziewne, bo ich stosowanie zmniejsza ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19 u osób z astmą, które już zostaną zarażone. Nie wiemy też, co będzie jesienią i czy pandemia z nami nie zostanie. Dobrze byłoby mieć możliwość leczenia pacjentów nie tylko w gabinecie, ale i w domu – bez konieczności wizyt w przychodni czy szpitalu. Dlatego też dobrym pomysłem jest rozwinięcie panelu immunoterapii opartej na tabletkach czy kroplach pod język.
Newseria



środa, 1 lipca 2020

Mity na temat rezonansu magnetycznego


Większość z nas kojarzy, jak wygląda charakterystyczna tuba stojąca w pracowniach diagnostycznych. Dzięki niej można bezinwazyjnie i bardzo dokładnie sprawdzić stan wszystkich wewnętrznych struktur naszego organizmu. Wokół tego badania narosło jednak sporo mitów.




Mit 1. W trakcie badania jesteśmy narażeni na szkodliwe promieniowanie
Niektórzy pacjenci obawiają się badania rezonansem magnetycznym (zwanym także MRI), bo boją się, że zostaną narażeni na promieniowanie. Warto jednak podkreślić, że ta metoda nie wykorzystuje żadnego rodzaju promieniowania. – Rezonans magnetyczny to bezinwazyjna procedura diagnostyczna, która używa fal radiowych i pola magnetycznego – mówi lek. med. Witold Jarosiński, radiolog z Centrum Medycznego Affidea. – Ich natężenie jest ściśle kontrolowane, a badanie jest całkowicie bezpieczne dla pacjenta. Może być również powtarzane nawet w krótkich odstępach czasu – dodaje. 

Mit 2. Badaniu nie mogą poddać się kobiety w ciąży
Wiadomo, że nie wszystkie badania są bezpieczne dla kobiet w ciąży. Dotyczy to szczególnie procedur, w których wykorzystuje się promieniowanie rentgenowskie. A jak sytuacja wygląda w przypadku planu przeprowadzania u przyszłych mam rezonansu? – Jak już wspomniałem, rezonans magnetyczny działa dzięki falom radiowym i polu magnetycznemu, dlatego jest całkowicie bezpieczny, nie ma więc przeciwwskazań do wykonywania tego badania u ciężarnych – tłumaczy lek. med. Witold Jarosiński z Affidea. – Zaleca się jednak poczekać do II trymestru, bo chociaż nie ma dowodów na to, że rezonans mógłby zaszkodzić przyszłej mamie lub dziecku, to z zasady na początku ciąży odradza się wykonywanie jakichkolwiek procedur medycznych, które nie są absolutnie konieczne. Warto jednak wiedzieć, że MRI może wręcz być zalecanym badaniem diagnostycznym dla kobiet spodziewających się dziecka. Jest znacznie bardziej szczegółowy niż USG, dlatego czasem służy do  oceny patologii ciąży – dodaje. 

Mit 3. Badanie rezonansem magnetycznym jest niebezpieczne dla osób z tatuażami
Kolejną grupą pacjentów mającą obawy przed MRI są ci, którzy mają za sobą wizytę u tatuatora. Czy słusznie? – Posiadanie tatuaży nie jest przeciwskazaniem do poddania się rezonansowi magnetycznemu – mówi lek. med. Witold Jarosiński z Affidea. – Zdarza się, że w trakcie badania pacjenci zgłaszają lekkie ciągnięcie na skórze, które jednak szybko mija. Jest ono spowodowane tym, że w tuszu wykorzystywanym przez tatuatorów są drobinki metalu, na które oddziałuje pole magnetyczne rezonansu. Nie ma ich jednak tak dużo, żeby spowodować jakiekolwiek zagrożenie dla pacjenta – tłumaczy. 

Mit 4. Jeśli w trakcie badania pojawia się hałas, powinno się je przerwać
Pacjenci, którzy szczególnie stresują się przed badaniem rezonansem, jako powód nerwów często wspominają o tym, że słyszeli o „dziwnych dźwiękach” wydawanych przez aparat. Warto wiedzieć, że wynikają one ze sposobu, w jaki funkcjonuje urządzenie do MRI. – Te hałasy to w rzeczywistości fale dźwiękowe, które są efektem ubocznym generowanego pola magnetycznego i absolutnie nie są  powodem do przerwania rezonansu ani tym bardziej nie powinny niepokoić – tłumaczy lek. med. Witold Jarosiński z Affidea. – Mamy jednak świadomość, że nawet z tą wiedzą poddanie się badaniu może być stresujące. Dlatego nowoczesny sprzęt, który coraz częściej jest wykorzystywany w pracowniach diagnostycznych, pozwala minimalizować hałas podczas skanowania. Niektóre aparaty dają nawet pacjentowi możliwość słuchania w tym czasie swojej muzyki dzięki specjalnemu, wbudowanemu panelowi do jej odtwarzania – dodaje

Mit 5. Trudno zmieścić się w tubie rezonansu
Nie tylko dźwięki aparatury budzą obawy niektórych pacjentów. Część osób boi się małej przestrzeni wewnątrz urządzenia. – Zdarza się, że pacjenci pytają nas, czy na pewno zmieszczą się w tubie, która – jak im się wydaje – jest bardzo mała – mówi lek. med. Witold Jarosiński z Affidea. – Dobrze jednak wiedzieć, że średnica nowych rezonansów jest naprawdę duża, wynosi nawet 75 cm, co zwiększa komfort podczas badania. Dodatkowo, dzięki dużemu udźwigowi stołu – do 250 kilogramów – możemy też badać pacjentów o solidniejszej budowie ciała. A trzeba pamiętać, że bardzo często właśnie oni otrzymują wskazanie do wykonania takiego badania ze względu na choroby, które mogą towarzyszyć otyłości – tłumaczy

Mity na temat wszelkich procedur medycznych mogą wywoływać wiele obaw. Jak się jednak okazuje – sporo z nich nie jest prawdą, a żeby się o tym przekonać wystarczy kontakt ze specjalistą. Warto więc rozwiewać nasze lęki i nie pozwolić na to, by zniechęciły nas do wykonania danego badania. Pamiętajmy, że diagnostyka jest niezwykle ważna, często stanowi pierwszy krok do zdrowia, pozwalając na dokładne rozpoznanie choroby i na tej bazie dostosowanie najodpowiedniejszego leczenia.
Newseria



Typy alergii. Wiesz który typ masz?


Problemy alergiczne pojawiają się nie tylko u niemowląt, często pierwsze objawy można zaobserwować nawet po 40-tym roku życia. Rozróżnia się cztery podstawowe typy alergii. Warto wiedzieć, jak je rozpoznać.




Alergia to obronna reakcja organizmu. Dochodzi do niej, gdy odczytuje on jakiś zewnętrzny czynnik nieprawidłowo, jako zagrożenie. Zaczyna wtedy produkować przeciwciała, które mają go zniszczyć. Niestety dolegliwości, jakie powodują alergie są bardzo nieprzyjemne i potrafią skutecznie uprzykrzyć życie. Jej objawy i ich nasilenie zależne są nie tylko od rodzaju alerganu, drogi jego dostania, ale także od typu alergii, co ma kluczowe znaczenie w sposobie leczenia. Sprawdź, czy znasz wszystkie typy uczuleń. 

Alergia wziewna
Powodowana jest przez dostanie się do organizmu szkodliwego czynnika wraz z wdychanym powietrzem. Zwykle atakuje wiosną, gdy najwięcej roślin przechodzi czas kwitnienia. To właśnie pyłki traw, drzew i zbóż są najczęstszymi alergenami. Szacuje się, że w tym okresie prawie 170 mln Europejczyków zmaga się z tym typem alergii.
Może on jednak pojawiać się ciągle, ponieważ drogą oddechową uczulają także: sierść, zarodniki grzybów, pleśń oraz kurz. To właśnie uczulenie na roztocza kurzu domowego jest w Polsce najbardziej powszechne.
Główne objawy alergii wziewnej często występują równocześnie, są to:
  • wodnisty katar lub zatkany nos,
  • łzawienie, swędzenie i pieczenie oczu, a nawet zapalenie spojówek,
  • uczucie zmęczenie (ogólne złe samopoczucie),
  • duszący kaszel,
  • notoryczne kichanie,
  • niewielkie zmiany skórne.
Niewłaściwe sposoby leczenia mogą prowadzić do rozwoju astmy, której podłożem zwykle są przyczyny alergiczne. Już około 70 mln Europejczyków cierpi na tę chorobę. 

Jak łagodzić objawy?
O doborze leków przeciwalergicznych i przebiegu terapii zawsze decyduje lekarz. Jednak nieprzyjemne objawy, takie jak swędzenie oczu, można zniwelować dzięki kroplom dostępnym bez recepty. Gdy alergia utrudnia codzienne życie warto sięgnąć po innowacyjny produkt. Wyrób medyczny, taki jak Ektin, będzie chronił przed szkodliwym wpływem alergenów, a także przyniesie ulgę i wesprze proces regeneracji spojówki. Dodatkowo przyniesie natychmiastową ulgę podrażnionym, suchym, zaczerwienionym i łzawiącym oczom. Krople te zawierają naturalne składniki (bez konserwantów), kwas hialuronowy, który poprawia komfort oraz cząsteczkę Ectoin®, zmniejszającą stan zapalny i stabilizującą błonę komórkową. Razem tworzą one naturalną tarczę na powierzchni oka. Co ważne Ektin wspomaga proces leczenia alergicznego zapalanie spojówek i może być stosowany u kobiet w ciąży i dzieci, a także u osób ze szczególnie wrażliwymi oczami. 

Alergia pokarmowa
Ten rodzaj alergii najczęściej diagnozuje się u dzieci, których organizm zwykle reaguje nadwrażliwością na białka mleka krowiego, jajka, kakao czy truskawki. W przypadku najmłodszych zdarza się, że problemy ustępują samoistnie, wraz z wiekiem. Wiele pokarmów może uczulać równocześnie. Dorośli często zmagają się z nadwrażliwością na: konserwanty i inne dodatki do żywności (np. benzoesan sodu), a także cytrusy, orzechy, ryby i owoce morza. Z alergią pokarmową żyje ponad 17 mln Europejczyków.
Najczęściej objawy pochodzą ze strony przewodu pokarmowego i są odczuwalne już kilka minut po spożyciu alergenu. Są to:
  • ból brzucha,
  • biegunka,
  • wzdęcia,
  • nudności lub wymioty.
By skutecznie bronić się przed alergią pokarmową należy najpierw wykonać testy, które pozwolą wytypować szkodliwe pokarmy. Najskuteczniejszą formą uniknięcia reakcji alergicznej jest wyeliminowanie ich z codziennej diety. 

Alergia kontaktowa
Organizm reaguje także na kontakt alergenu ze skórą, najczęściej są to związki chemiczne, które wywołują natychmiastowy efekt w postaci tzw. wyprysku alergicznego. Jego rozmiar, kształt i forma mogą być bardzo zróżnicowane i zależą od wielu czynników, między innymi czasu kontaktu, temperatury i wilgotności ciała. Najczęściej uczulają nas barwniki do ubrań, konserwanty i substancje zapachowe w kosmetykach oraz środkach chemicznych, a także metale, takie jak chrom czy nikiel (co 7 osoba na świecie ma uczulenie na ten pierwiastek).
Wywołują one:
  • zaczerwienienie, swędzenie, pieczenie lub łuszczenie się skóry,
  • pęcherze,
  • ranki
  • wypryski i pokrzywkę.
Należy niezwłocznie wyeliminować szkodliwy czynnik oraz zastosować odpowiednią pielęgnację skóry, ze zwróceniem szczególnej uwagi na skład preparatów. Alergiczne zapalenie skóry często ujawnia się u dzieci, jednak wraz z wiekiem mija w ponad 50% przypadków. 

Alergia iniekcyjna
W przypadku tego typu alergii następuje reakcja organizmu po wstrzyknięciu alergenu. Zazwyczaj są to leki (często znieczulające) lub jad owadów, takich jak pszczoła, osa, trzmiel czy szerszeń. Iniekcja szkodliwego czynnika może mieć bardzo przykre konsekwencje i dawać objawy od lekkich, aż po ciężkie, a nawet tragiczne w skutkach.
Inne oznaki alergii:
  • świąd, zaczerwienienie, obrzęk lub pokrzywka w miejscu iniekcji,
  • zawroty głowy,
  • gorączka,
  • nudności.
W przypadku silnego uczulenia lekarz przepisuje adrenalinę i zaleca, aby mieć ją zawsze przy sobie, by nie dopuścić do wstrząsu anafilaktycznego, mogącego zakończyć się śmiercią. 

Alergie krzyżowe
O alergii krzyżowej mówimy, gdy reakcję organizmu wywołują dwa lub więcej alergenów, które wnikają do niego różną drogą. Można równocześnie mieć uczulenie na pyłki roślin oraz na jakiś rodzaj pokarmu, np. na pyłki traw czy drzew i orzechy. 
Newseria

Źródła:
- https://www.bausch.com.pl/produkty/krople-do-oczu/ektin/
- https://www.bausch.com.pl/twoje-oczy/infekcje-i-podraznienia-oka/alergie/



Normobaria przyspiesza spalanie tkanki tłuszczowej


Według najnowszych badań[1] regularne wizyty w komorze normobarycznej przyczyniają się do zmniejszenia masy tkanki tłuszczowej w organizmie. Normobaria może więc być znakomitym rozwiązaniem dla wszystkich chcących nieco stracić na wadze jednocześnie poprawiając swoje zdrowie i spowalniając starzenie się organizmu.



Regularne wizyty w komorze normobarycznej przyczyniają się do zmniejszenia masy tkanki tłuszczowej w organizmie. Fot. Newseria



DIETA, RUCH I… NORMOBARIA
Lato to najlepsza pora na zrzucenie zbędnych kilogramów. Ale jak je zrzucić bez efektu jojo? No właśnie, należy podkręcić metabolizm. „Podkręcony” metabolizm to szybsze spalanie tłuszczu, gwarancja szczuplejszej, zdrowiej wyglądającej sylwetki. Uzyskanie tego stanu nie jest łatwe. Istnieją jednak sposoby wspomagające szybkość przemiany materii, takie jak  trening ze zmienną intensywnością, zrównoważona dieta no i w końcu odpoczynek, o którym rzadko kto myśli.  Dieta, dieta i jeszcze raz dieta, czyli bardzo ważny element na drodze do sprawnie i szybko działającego metabolizmu. 

To, co i jak często jemy, w wielkim stopniu wpływa na nasze predyspozycje do spalania tkanki tłuszczowej. Aby osiągnąć optymalne efekty, dziennie należy jeść 5 posiłków składających się z różnorodnych owoców, warzyw, ziaren i protein przy jednoczesnym zrezygnowaniu z pszenicy, nabiału i sztucznych słodzików. 

A oprócz diety i ruchu, odpoczynek. Ale jak skutecznie odpoczywać? Nie zawsze mamy dostęp do morza i plaży. W ładowaniu baterii pomaga tlenoterapia, a dokładniej komory normobaryczne, które pomagają w rozruszaniu naszego metabolizmu. Komory normobaryczne grupy Ekonstal to nowy, innowacyjny sposób na zrzucenie zbędnych kilogramów i to bez najmniejszego wysiłku. 

Są one niezwykle pożyteczne  dla zdrowia i dobrego samopoczucia osób korzystających z ich dobrodziejstw. Dzięki unikatowemu składowi powietrza znajdującego się w ich wnętrzu oraz specjalnym warunkom ciśnieniowym, zabieg w takiej komorze, dotlenia wszystkie komórki organizmu, zmniejszając stany zapalne, pomagając przy przewlekłym zmęczeniu i wzmacniając układ odpornościowy. 

Przyspiesza także rozwój nowych naczyń krwionośnych. Ponadto zabiegi w komorze normobarycznej spowalniają procesy starzenia się organizmu oraz sprzyjają szybszemu powrotowi do zdrowia po przebytych kontuzjach i ogólnej regeneracji ciała. To niesamowite, że już po jednym dwugodzinnym zabiegu stan zdrowotny organizmu osoby w nim uczestniczącej ulega widocznej poprawie.

NOWE BADANIA
Najnowsze badania pokazują jednak, że to jeszcze nie wszystko. Korzyści płynące z uczęszczania na zabiegi w takich komorach nie kończą się na młodszym, zdrowym organizmie. Okazuje się bowiem, że normobaria posiada jeszcze jedną bardzo istotną zaletę. W czasopiśmie naukowym „Medicina” opublikowało niedawno artykuł  prezentujący wstępne wyniki badań grupy naukowców m.in. z Oxfordu, Uniwersytetu Newcastle, Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu czy Uniwersytetu w Rydze. 

W badaniu wzięło udział kilkunastu ochotników, którzy poddali się łącznie dziesięciu sesjom w komorze normobarycznej o całkowitym ciśnieniu 1500 hPa, w powietrzu z podwyższoną ilością tlenu, dwutlenku węgla oraz wodoru. Już po 10 dwugodzinnych wizytach w komorze normobarycznej, u wszystkich ochotników biorących udział w badaniu zaobserwowano dość znaczny spadek masy ciała, spowodowany głównie procentowym zmniejszeniem % tkanki tłuszczowej (z 24,86 % do 23,93 %, p=0,04)[2]. 

Sesje odbywają się w bardzo komfortowych warunkach. Podczas dwugodzinnego zabiegu w komorze doświadczymy prawdziwie relaksującego wypoczynku, ponieważ jej wnętrze to przytulne pomieszczenie, w którym oprócz niezliczonych korzyści dla zdrowia możemy w pełni się rozluźnić, rozsiąść się w wygodnym fotelu, przeczytać książkę, obejrzeć film lub pracować na komputerze – podkreśla Piotr Chrzanowski, przedstawiciel grupy Ekonstal polskiego producenta bezpiecznych i certyfikowanych komór normobarycznych. Aby osiągnąć najlepsze rezultaty w drodze do zdrowszego organizmu i szczuplejszej sylwetki, zaleca się wizytę w komorach normobarycznych 2 razy w tygodniu. 

Kluczem w normobarii jest korzystanie z bezpiecznych, sprawdzonych i certyfikowanych urządzeń. Producentem w pełni wyposażonych i certyfikowanych komór normobarycznych jest w Polsce grupa Ekonstal. Zadbać o zdrowie i smukła sylwetke możemy w komorach: Normobaric w Łodzi, Normobarica w Dąbrowie Górniczej, Lifechamber we Wrocławiu, Normobarica Górki w Wiślicy, Normobaria w Pionkach, Normobaric Room w Osielsku, Normobaria Busko w Busku Zdroju, Normolife w Konstancinie-Jeziorna, Normobaric Clinic w Gdańsku i Normobaric life w Wysokiem (niedaleko Lublina). 

Wszystkie wymienione komory posiadają też znak CE, co oznacza, że spełniają wszystkie wymogi pod względem jakości i bezpieczeństwa. Dodatkowo technologie produkcyjne zbiorników produkowanych przez Ekonstal oparte są na wieloletnim doświadczeniu i kompetencji pracowników uczestniczących w procesie produkcyjnym i są gwarantem najwyższej jakości produkowanych komór normobarycznych. 
Newseria


[1] Medicina 2020, 56, 172, (czasopismo na liście filadelfijskiej) wersja on-line artykułu: https://www.mdpi.com/1010-660X/56/4/172 za: www.mdpi.com/journal/medicina
[2] Medicina 2020, 56, 172, (czasopismo na liście filadelfijskiej) wersja on-line artykułu: https://www.mdpi.com/1010-660X/56/4/172 za: www.mdpi.com/journal/medicina



poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Test na koronawirusa przez smartfona


Analiza próbki głosu pozwoli wykryć koronawirusa. Test będzie można wykonać za pomocą smartfona.


Aplikacje działające na podstawie analizy głosu przez algorytmy sztucznej inteligencji mogą być szansą na masowe i szybkie diagnozowanie koronawirusa. 

Izraelski start-up buduje specjalną platformę opartą na ponad milionie próbek głosu od 50 tys. osób. Na potrzeby diagnostyki COVID-19 zmieniona została też funkcjonalność aplikacji pierwotnie służącej pacjentom kardiologicznym. Testy wykonywane przez sztuczną inteligencję mogą wykrywać niepokojące sygnały dużo wcześniej niż te robione przez człowieka.

Infekcje wywoływane przez SARS-CoV-2 już dziś określane są mianem choroby X, przed którą już od kilku lat ostrzega WHO. Według danych ONZ na COVID-19 zachorowało już niemal 3 mln osób na całym świecie. W wyniku choroby zmarło już ponad 200 tys. osób. Coraz więcej firm i start-upów kieruje swoje siły do walki z koronawirusem.

– Wdrażamy najnowocześniejszą metodę i technologię sztucznej inteligencji, aby skorelować głos z objawami choroby COVID-19 wywoływanej przez koronawirusa. Umożliwi to ostrzeżenie o jej wczesnych objawach i monitorowanie postępów w domu za pomocą smartfona – zaznaczają przedstawiciele izraelskiego start-upu Vocalis Health.

Próbki głosu badane są z wykorzystaniem specjalnej platformy wspieranej przez algorytmy uczenia maszynowego. Pacjent, który ma być poddany badaniu, przesyła próbkę głosu za pomocą aplikacji mobilnej do chmury. Tam sztuczna inteligencja analizuje je w celu wykrycia markerów głosowych charakterystycznych dla COVID-19. Jeśli zostają one zidentyfikowane, platforma ostrzega o podejrzeniu infekcji lub ryzyku pogorszenia się stanu zdrowia.

Baza danych, na podstawie której wykonywana jest analiza, została oparta na ponad milionie nagrań zebranych od 50 tys. pacjentów i obejmuje kilka milionów krytycznych punktów. Narzędzie może być szansą na szybszą diagnostykę i leczenie osób zakażonych koronawirusem.

– Wierzymy, że analizując głos powyżej rejestru, który słyszy ludzkie ucho, możemy odkryć dedykowane biomarkery głosu umożliwiające lekarzom rozpoznanie objawów pojawienia się wirusa – przekonują właściciele start-upu Vocalis Health.

Podobny pomysł na wykorzystanie analizy głosu miał również indyjski start-up Salcit Technologies. Aplikacja kAs, która została uruchomiona na początku kwietnia, wykorzystuje sztuczną inteligencję do analizy dźwięku kaszlu. Na tej podstawie, zgodnie z kwestionariuszem diagnostycznym opracowanym przez Światową Organizację Zdrowia, pacjent otrzymuje wynik punktowy w skali od 1 do 10, którym określony jest poziom ryzyka infekcji SARS-CoV-2.

Z kolei izraelska firma Cordio Medical ogłosiła w kwietniu, że rozpoczyna w szpitalu w Hajfie badanie kliniczne nad wykorzystaniem do diagnostyki na odległość w kierunku COVID-19 rozszerzonej funkcjonalnie aplikacji HearO, pierwotnie przeznaczonej do zdalnego monitorowania pacjentów cierpiących na niewydolność serca. Inżynierowie z Cordio przystosowali narzędzie do identyfikacji obustronnego zapalenia płuc z występowaniem obrzęku, co jest charakterystyczne dla choroby wywołanej przez koronawirusa. Firma twierdzi, że może na długo przed diagnozą lekarską wykryć zmiany w płucach i zidentyfikować początek stanu zapalnego.

Według analityków z Vision Research Reports rynek aplikacji mobilnych wykorzystywanych w medycynie osiągnie do 2027 roku wartość 236 mld dol. Średnioroczne tempo wzrostu utrzyma się na poziomie 44,7 proc.
Newseria


Powinniśmy jeść głównie produkty pochodzenia roślinnego


Dziennikarka Katarzyna Bosacka uważa, że zdrowa dieta wcale nie musi być droga. Aby jadłospis był bogaty w składniki odżywcze, należy przede wszystkim jeść dużo warzyw i owoców, ponieważ zawierają one niezbędne witaminy i minerały.



Zdaniem Katarzyny Bosackiej wprowadzenie podatku od niezdrowej żywności miałoby zarówno dobre, jak i złe strony. Dlatego nie jest ona ani przeciwnikiem tego pomysłu, ani nie popiera go.

Aby codzienna dieta była zbilansowana i dopasowana do potrzeb organizmu, trzeba zdać sobie sprawę z tego, jakie poszczególne produkty mają właściwości. Dzięki temu łatwiej jest skomponować odpowiedni jadłospis.

– Produkty dzielą się na zdrowe i niezdrowe. Do zdrowych można zaliczyć na przykład jajka, kaszę i warzywa. Niezdrowe to z kolei chipsy, frytki czy cukierki. Światowa Organizacja Zdrowia zachęca nas, żebyśmy jedli więcej roślin niż produktów odzwierzęcych – mówi Katarzyna Bosacka.

Zwraca uwagę, że ceny najbardziej korzystnych dla zdrowia produktów nie są wysokie. O codzienną dietę może w konsekwencji zadbać każdy, niezależnie od zasobności portfela. Aby to zrobić, wystarczy zminimalizować częstość spożywania produktów pochodzenia odzwierzęcego oraz zwracać uwagę na jakość i świeżość wybieranych składników.

– Powinniśmy jeść 80 dekagramów warzyw i owoców dziennie, podzielonych na osiem porcji. Jeśli dołożymy do tego jedno jajko, trochę kaszy i sok, dieta okazuje się niedroga. Zaleca się, by mięso jeść najwyżej dwa razy w tygodniu. Należy stawiać przede wszystkim na produkty roślinne – tłumaczy dziennikarka.

Niektóre państwa Unii Europejskiej wprowadziły tak zwany podatek od niezdrowej żywności. Dodatkowa opłata jest częścią polityki prozdrowotnej. W Polsce także rozważa się taką możliwość. Katarzyna Bosacka nie jest jednak przekonana co do słuszności podobnego rozwiązania.

– Wprowadzenie podatku od niezdrowej żywności miałoby zarówno plusy, jak i minusy. Plusem byłoby obarczenie produktów, które nam szkodzą, odpowiedzialnością. To przez nie tyjemy, jesteśmy coraz grubsi, mamy problemy z układem krążenia, borykamy się z cukrzycą i miażdżycą. Jednak z drugiej strony żyjemy w kraju, w którym jest już bardzo dużo podatków. Również jestem podatnikiem i widzę, że są one coraz wyższe – zwraca uwagę.
Newseria





środa, 8 kwietnia 2020

Prof. Anna Goździcka-Józefiak: Natura wirusów


Wykład online prof. Anna Goździckiej-Józefiak (Wydział Biologii UAM) pt. Natura wirusów.





czwartek, 13 lutego 2020

Wysoka umieralność na raka płuc w Polsce


W Polsce zanotowano największą umieralność na raka płuc w Unii Europejskiej. Sytuację pacjentów może zmienić innowacyjny lek zarejestrowany po 40 latach badań.




W Polsce co roku nowotwór płuc rozpoznaje się u ok. 21 tys. pacjentów, a liczba chorych przekracza 25 tys. Roczna śmiertelność w wyniku tej choroby jest jednocześnie wyższa niż zachorowalność. Sytuacja pacjentów z tym typem nowotworu jest gorsza niż w innych krajach UE. O ile w przypadku niedrobnokomórkowego raka płuca, który stanowi zdecydowaną większość rozpoznań, w ostatnich latach na listy refundacyjne trafiło kilka nowoczesnych leków, o tyle pacjenci z rakiem drobnokomórkowym znajdują się w znacznie trudniejszej sytuacji, a ich rokowania są dużo gorsze. Szansę na wydłużenie i poprawę jakości życia stwarza im jednak pierwsza zarejestrowana niedawno immunoterapia.

– Sytuacja chorych z rakiem płuca jest w Polsce na tle Europy niestety nie najlepsza. Mamy ciągle najniższe nakłady na finansowanie leczenia raka płuca. Mimo że nastąpił wzrost z 2 do 4 proc., leczenie tego nowotworu jest pięciokrotnie mniej sfinansowane niż innych, a epidemiologicznie jest to największy zabójca polskiego społeczeństwa – mówi Szymon Chrostowski, prezes Fundacji Wygrajmy Zdrowie.

Rak płuca jest jednym z najczęściej diagnozowanych nowotworów. W Polsce rozpoznaje się go u ponad 21 tys. osób rocznie, a choruje na niego ok. 25 tys. W tej grupie ok. 15 proc., czyli ponad 3 tys. osób, choruje na drobnokomórkowego raka płuca (DRP). Pozostali to pacjenci z niedrobnokomórkową odmianą. O ile w jego przypadku zostało już zarejestrowanych wiele innowacyjnych terapii i również w Polsce miał w ostatnich latach ogromny postęp w leczeniu tego typu nowotworu, o tyle pacjenci z DRP wciąż mają bardzo złe rokowania.

– Drobnokomórkowy rak płuca to choroba, która do niedawna była bardzo poważnym wyzwaniem, ponieważ żadne nowoczesne metody postępowania się nie sprawdziły. Nie została potwierdzona jakakolwiek skuteczność w odniesieniu do grupy chorych z tym rozpoznaniem – mówi prof. Rodryg Ramlau z Katedry i Kliniki Onkologii Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.

– W leczeniu raka drobnokomórkowego płuca przez ostatnie kilkadziesiąt lat panowała stagnacja, nic się nie działo. Dysponowaliśmy i nadal dysponujemy klasyczną chemioterapią, schematami dwulekowymi, a wszelkie metody, które były wprowadzane jako poprawa warunków leczenia, się nie sprawdziły – dodaje prof. Dariusz M. Kowalski z warszawskiego Centrum Onkologii, prezes Polskiej Grupy Raka Płuca.

Na DRP chorują zwykle osoby pomiędzy 65. a 70. rokiem życia, ale od kilku lat lekarze obserwują także występowanie tej choroby u młodszych pacjentów, nawet przed 40. rokiem życia. Co istotne, im młodsza osoba, tym bardziej agresywny przebieg ma choroba.

– Cały czas spora część polskiego społeczeństwa pali papierosy i przebywa w niekorzystnych warunkach. Smog i inne uwarunkowania związane z zanieczyszczeniem środowiska również wpływają na rozwój raka płuca w Polsce – mówi Szymon Chrostowski.

Drobnokomórkowy rak płuca jest bardzo agresywny: szybko podwaja swoją masę, a jego leczenie nie przynosi oczekiwanych efektów, bo komórki nowotworowe szybko uodparniają się na leczenie chemioterapią. Ma też skłonność do przerzutów do kości, wątroby i przede wszystkim do centralnego układu nerwowego. Tylko 5 proc. chorych na ten typ nowotworu ma szansę przeżyć pięć lat od rozpoznania choroby. W całej grupie chorych na raka płuca pięcioletnie przeżycia uzyskuje się u 15 proc. osób.


Rak płuca. Fot. Newseria.


W poszukiwaniu skutecznego leku firmy farmaceutyczne przebadały ponad 70 cząsteczek i żadna z nich dotąd nie okazała się przełomem w leczeniu drobnokomórkowego raka płuca. Sytuację zmienił atezolizumab – pierwsza immunoterapia w leczeniu DRP, zarejestrowana w UE jesienią ubiegłego roku.

– Mamy istotny postęp w leczeniu tej jednostki chorobowej. Na podstawie międzynarodowego badania klinicznego udowodniono, że połączenie standardowej dwulekowej chemioterapii z lekiem immunokompetentnym w sposób istotny wpływa korzystnie na leczenie chorych w pierwszej linii drobnokomórkowego raka płuca. Zarówno poprawia to jakość życia pacjentów, jak i wydłuża czas wolny od progresji procesu nowotworowego, ale również, co jest według mnie najistotniejsze, wydłuża znamiennie statystycznie czas przeżycia chorych z tą trudną w walce medycznej jednostką chorobową – podkreśla prof. Ramlau.

Immunoterapia zmusza układ odpornościowy pacjenta do tego, aby sam zwalczał komórki nowotworowe. Na świecie uważa się ją za medyczny przełom, który diametralnie zmieni leczenie m.in. wielu nowotworów czy chorób autoimmunologicznych.

W przypadku drobnokomórkowego raka płuca nowoczesna immunoterapia może wydłużyć życie średnio o dwa miesiące do ponad roku. To istotne zwłaszcza dla pacjentów z rozsianą postacią choroby, która dała już przerzuty do innych narządów, ponieważ ci mają najgorsze rokowania i zazwyczaj umierają nawet w ciągu kilku miesięcy od rozpoznania.

– W Polsce jest jeszcze kilka białych plam w leczeniu raka płuca drobnokomórkowego i niedrobnokomórkowego. Nadal są niezaspokojone potrzeby, ale na pewno zmiany w leczeniu raka drobnokomórkowego poprzez dołączenie immunoterapii do klasycznej chemioterapii to jedna z istotniejszych potrzeb do zaspokojenia w tej chwili – podkreśla prof. Dariusz M. Kowalski.

Jak ocenia Szymon Chrostowski, jeszcze przed 2018 rokiem można było mówić o „medycznej zapaści” w leczeniu raka płuca. W krótkim czasie pojawiły się nowe możliwości związane z diagnostyką molekularną, leczeniem sekwencyjnym, a na listę leków refundowanych trafia coraz więcej innowacyjnych preparatów. Problemem wciąż pozostaje jednak finansowanie.

– Narodowy Fundusz Zdrowia bardzo nisko wycenia te programy lekowe, szpitale ich nie kontraktują. Są placówki, gdzie nie leczy się raka płuca, ale są też takie ośrodki, które mają kontrakt w wysokości złotówki. Jest problem dużego zróżnicowania regionalnego pod względem leczenia tego nowotworu – mówi Szymon Chrostowski.
Newseria