poniedziałek, 15 września 2025

Stres, wiek czy śmiertelna pułapka?

 

Dławica piersiowa dotyka już około dwóch milionów osób w Polsce - jeśli nie jest odpowiednio leczona, może prowadzić do zawału serca czy udaru mózgu. Przedstawiamy wywiad z prof. dr hab. n. med. Piotrem Jankowskim, ekspertem kampanii, który od lat angażuje się w edukację pacjentów i promocję zdrowego stylu życia. 

 

Dławica piersiowa - jeśli nie jest odpowiednio leczona, może prowadzić do zawału serca czy udaru mózgu. Fot. Pixabay. 

 

Panie Profesorze, większość osób, które słyszy „choroba serca”, wyobraża sobie nagły zawał. Tymczasem dławica piersiowa to coś przewlekłego, co potrafi latami rozwijać się w cieniu. Jak Pan tłumaczy pacjentowi, że choroba, której nie widać i która czasem „tylko” boli, jest równie groźna?

To bardzo trafne pytanie. Rzeczywiście, pacjenci często boją się dramatycznych scen - zawału, nagłej utraty przytomności, a tymczasem ignorują przewlekłe sygnały. Dławica piersiowa to nie jest chwilowy dyskomfort, to sygnał alarmowy, że serce żyje „na kredyt”. Każdy napad bólu czy duszności to informacja, że mięsień sercowy nie dostaje wystarczająco dużo tlenu. To trochę jakbyśmy codziennie jechali autem na rezerwie - w końcu zabraknie paliwa, a wtedy konsekwencje będą dramatyczne.

Na czym właściwie polega samo zjawisko dławicy? Czy pojawia się jakiś charakterystyczny ból?

Dławica piersiowa jest objawem niedokrwienia mięśnia sercowego, czyli sytuacji, w której serce nie otrzymuje tyle tlenu, ile potrzebuje do prawidłowej pracy. Najczęściej dzieje się tak dlatego, że tętnice wieńcowe zwężają się pod wpływem zmian miażdżycowych. W momentach, gdy zapotrzebowanie na tlen rośnie,  na przykład podczas wysiłku fizycznego, silnego stresu czy po obfitym posiłku,  krew nie jest w stanie dopłynąć w wystarczającej ilości i pojawia się ból lub dyskomfort. Klasycznie pacjenci opisują go jako ucisk, pieczenie albo ciężar w klatce piersiowej, czasem promieniujący do ramienia, barku, szyi czy pleców. Nie zawsze jednak obraz jest tak jednoznaczny. U wielu osób dominują duszności, poczucie szybkiego męczenia się lub brak tchu, u innych ból lokalizuje się w nietypowych miejscach - w plecach, nadbrzuszu, a nawet w gardle. Szczególnie kobiety często zgłaszają bardziej niespecyficzne objawy, takie jak nudności, osłabienie czy kołatanie serca, co bywa przyczyną błędnych rozpoznań. Z kolei u osób starszych i chorych na cukrzycę,  dławica może rozwijać się nawet bez bólu, w formie tak zwanego „niemego niedokrwienia”. To wszystko sprawia, że choroba bywa mylona ze zgagą, refluksem, nerwicą, problemami kręgosłupa czy zwykłym przemęczeniem. Właśnie dlatego tak istotna jest czujność i reagowanie na każdy nawracający ucisk, ból czy duszność, które mogą być pierwszym sygnałem choroby serca.

Dlaczego, mimo że dotyczy to 2 milionów osób, tak mało ludzi wie, czym jest dławica piersiowa?

Z kilku powodów. Po pierwsze, objawy są często niespecyficzne - pacjenci mylą je ze zgagą, przemęczeniem, refluksem czy stresem. Po drugie, w świadomości społecznej choroby serca to zawał - nagły, dramatyczny epizod, a nie przewlekła choroba, która powoli odbiera siły. I wreszcie po trzecie - brakuje szerokiej edukacji zdrowotnej. Kampanie takie jak „Poznaj swoją dławicę” mają za zadanie zmienić tę świadomość.

Czy można powiedzieć, że dławica to zapowiedź zawału? Ile czasu może upłynąć od pierwszych objawów do poważnego incydentu sercowego?

To bardzo ważne pytanie. Dławica nie zawsze kończy się zawałem, ale istotnie zwiększa jego ryzyko - nawet sześciokrotnie. U części pacjentów objawy utrzymują się latami, ale u innych przechodzą w zawał w ciągu kilku miesięcy, a czasem kilku dni. Wszystko zależy od stopnia zwężenia tętnic, stylu życia i leczenia. Dlatego nie wolno mówić: „poczekam, zobaczę”. Każdy dzień zwłoki to dzień, w którym serce pracuje na granicy swoich możliwości. 

Rozmawialiśmy z czterdziestolatkami, którzy mówią: „To na pewno stres, w pracy wszyscy tak mają”. Z kolei seniorzy często mówią: „W tym wieku to normalne”. Jak Pan przełamuje takie myślenie?

To dwa najczęstsze błędne przekonania. Młodzi, zapracowani ludzie uważają się za niezniszczalnych i zrzucają objawy na karb pracy, kofeiny, niewyspania. A tymczasem serce nie pyta o wiek, bo miażdżyca może rozwijać się już w trzeciej dekadzie życia.

Seniorzy natomiast często traktują dławicę jako „cenę za lata”. Nic bardziej mylnego. To nie jest naturalny element starzenia, tylko choroba, którą można leczyć. I można dzięki temu zyskać lata dobrej jakości życia.

Wielu pacjentów boi się, że diagnoza dławicy „zabierze im życie”, w tym sensie, że już nic nie będą mogli robić - ani pracować, ani ćwiczyć, ani podróżować. Jak Pan odpowiada na ten lęk?

Paradoksalnie, to właśnie nieleczona dławica odbiera życie,  bo zmusza pacjentów do rezygnacji z aktywności. Ludzie zaczynają chodzić wolniej, unikają schodów, rzadziej wychodzą z domu, byle tylko nie czuć bólu. Tymczasem właściwe leczenie i zmiana stylu życia pozwalają odzyskać normalność. Ruch, dieta, leki - to wszystko nie ogranicza, ale daje wolność. Pacjenci, którzy uwierzą w terapię, często mówią: „Czuję, że żyję na nowo”.

Chciałabym zapytać o emocje. Czy spotyka Pan pacjentów, którzy boją się nie tyle bólu, co utraty roli społecznej, że staną się „balastem” dla rodziny, że nie będą mogli utrzymać pracy?

Tak, i to jest bardzo ważny aspekt. Dławica wpływa nie tylko na ciało, ale i na psychikę. Pacjenci często pytają: „Czy jeszcze będę mógł pracować?”, „Czy dam radę pobawić się z wnukami?”. Badania pokazują, że choroba zwiększa ryzyko depresji nawet czterokrotnie. Dlatego tak ważne jest, by pacjent nie został sam, żeby lekarz rozmawiał nie tylko o wynikach badań, ale też o lękach i planach na przyszłość. Choroba serca to choroba całej rodziny, bo zmienia codzienność domowników.

Jak wygląda proces leczenia? Wielu pacjentów pyta: czy to oznacza tabletki na całe życie?

Leczenie jest wieloetapowe. Najpierw modyfikacja stylu życia:  aktywność, dieta, rzucenie palenia. Do tego dochodzą leki poprawiające rokowanie i komfort życia. Tak, często są to leki przewlekłe,  ale one realnie chronią serce. W bardziej zaawansowanych przypadkach stosujemy angioplastykę wieńcową ze stentem albo operacje pomostowania aortalno-wieńcowego. Kluczem jest konsekwencja. Pacjent, który systematycznie leczy się i dba o siebie, może żyć długo i aktywnie.

Na grupach dyskusyjnych można znaleźć głosy pacjentów, którzy boją się leków: „uzależnienia od tabletek”, „skutków ubocznych”, „stygmatyzacji chorobą”. Jak Pan na to reaguje?

To częste obawy. Pacjenci czasem mówią: „Nie chcę być do końca życia na lekach”. A przecież właśnie dzięki nim mogą żyć  i to pełniej, dłużej, bez bólu. Nowoczesna farmakoterapia jest dobrze przebadana, skuteczna i bezpieczna. Warto pamiętać, że każdy lek można dostosować do pacjenta,  zarówno dawkę, jak i rodzaj. I co najważniejsze: leczenie nie ma stygmatyzować, ale chronić. Tabletka to nie piętno, to tarcza ochronna.

A jakie różnice w postrzeganiu choroby widzi Pan między kobietami a mężczyznami?

Mężczyźni częściej reagują dopiero, gdy ból jest silny i uniemożliwia im funkcjonowanie. Kobiety częściej zgłaszają się szybciej, ale ich objawy bywają nietypowe, mogą przybrać charakter  np. duszności czy bólu w plecach, a nie w klatce piersiowej. To sprawia, że ich choroba bywa później rozpoznana. A przecież kobiety również są narażone na wystąpienie zawału serca, zwłaszcza po menopauzie.

Wspomniał Pan, że choroba dotyka całej rodziny. Jak rozmawiać z bliskimi? Wiele osób boi się: „Nie będę już mógł być oparciem dla dzieci” albo „Nie poradzę sobie z opieką nad wnukami”.

Najważniejsze to nie ukrywać choroby. Wsparcie bliskich zwiększa skuteczność leczenia. Jeśli pacjent boi się wyjść na spacer, łatwiej mu, gdy pójdzie razem z nim ktoś z rodziny. Jeśli chce rzucić palenie, lepiej, gdy zrobi to wspólnie z partnerem. Dławica nie musi być końcem, ale może stać się początkiem nowej jakości życia dla całej rodziny.

Na koniec, jakie jedno zdanie chciałby Pan przekazać każdemu, kto boi się, że diagnoza dławicy piersiowej zmieni jego życie na gorsze?

Diagnoza nie zabiera życia, ona je ratuje. Najgorsze, co można zrobić, to udawać, że nic się nie dzieje.

prof. dr hab. n. med. Piotr Jankowski - kardiolog, internista, profesor nauk medycznych, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych i Gerontokardiologii CMKP w Warszawie. Członek Polskiego i Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego, autor kilkuset publikacji naukowych, współorganizator konferencji „Kardiologia Prewencyjna”, laureat wielu nagród naukowych, w tym „Złotego Skalpela”. Jeden z czołowych ekspertów w dziedzinie prewencji i leczenia chorób sercowo-naczyniowych w Polsce. 

Na podstawie Newseria oprac. db  

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz